Gęsta mgła, przeszywający chłód i denerwująca mżawka – taka pogoda była towarzyszką zwiedzania stolicy Węgier pierwszego dnia. Ale nie byłabym sobą gdyby pogoda miała pokrzyżować moje plany. Ogólnie łatwo zadowolić moje turystyczne potrzeby. Ładny krajobraz, wschód czy zachód słońca, kolorowe drzewa, szumiący strumyk, zadbane miasto, monumentalne budowle czy nowe znajomości. Ale Budapeszt przeszedł sam siebie.
Na każdym kroku miasto zaskakuje.
Patrzysz w lewo widzisz piękny most,
patrzysz w prawo widzisz niesamowicie ładny i duży budynek przypominający zamek,
patrzysz przed siebie widzisz kościół wbudowany w skale.
Dwa dni, które tam spędziłam podzieliłam na zwiedzanie kolejno Budy, następnie – Pesztu. Ale to zdecydowanie za mało, żeby zobaczyć wszystko.
Na dzień dobry w oczy rzucił mi się bardzo zadbany park wzdłuż Dunaju. Kolorowe ławeczki, skatepark, plac zabaw dla dzieci. Wszystko co potrzeba z bonusem.
Budapeszt jak wiadomo dzieli Dunaj. Więc, żeby połączyć dwie części miasta nieodłącznym elementem są mosty. Kilka mostów. Każdy inny, każdy ładniejszy i bardziej zatłoczony od innego. Pierwszy, którym przeszłam był Most Wolności.
Cechy charakterystyczne: zielony, duży, z pół orłem – pół sępem na szczycie mostu.
Natomiast Most Elżbiety miałam okazję podziwiać tylko z góry. Biały, nowoczesny, stanowi wg przewodnika wizytówkę miasta. Moim zdaniem z tą wizytówką to trochę przesada bo dużo ładniejszy jest Most Łańcuchowy, którego z obu stron strzegą posągi lwów 🙂
Docelowym punktem zwiedzania miała być Cytadela. Wielki pomnik na górze Gellerta. Który ostatecznie nie zrobił żadnego wow. Natomiast droga przez park na górze i jej okolice były obiecujące .
Kościół i dom w skale, którego inspiracją była grota w Lourdes, wita pielgrzymów i turystów w kilku językach, w tym po polsku. Wstęp kilkaset HUF.
Góra Gellerta w sama sobie jest pełna zakamarków, sekretnych miejsc, ławek dla zmęczonych wspinaczką turystów. W tym dniu była jedynym kolorowym miejscem w tą pochmurną pogodę. Pełna kolorowych uroków jesieni odkrywała po kolei swoje tajemnice.
Będąc na szczycie można podziwiać roztaczający się przed naszym wzrokiem obraz miasta, który z każdej strony kusi. Mgła zamiast przeszkadzać, nagle staje się atrakcyjnym dodatkiem na tym obrazku Budapesztu otaczając go jak peleryną. Ciężko się zdecydować, w którą stronę pójść. Wszędzie coś ciekawego, i chciałby się zobaczyć jak najwięcej. Decyzja – idziemy dalej wzdłuż rzeki.
I się opłacało. Po drodze trafiłyśmy na oszałamiający Zamek Królewski z budapesztańskim muzeum historycznym. Zarówno z bliska, jak i z daleko wygląda fascynująco. Podwórko zaś na placu zamkowym dopracowane jest w każdym calu. Każdy kwiatek, każdy kamyczek, wszystko idealnie.
A z góry można było podziwiać takie widoki z tarasu siedząc na awangardowych krzesełkach:
Natomiast sam Zamek nocą prezentuje się tak:
Kolejnym punktem byłą Baszta Rybacka, która swoim kształtem również przypomina mały zamek. Strzeliste wieżyczki, duży plac, no i rycerz w zerdzewiałej zbroi. Za późno go znalazłam haha zdążył wrosnąć w ziemie i się zestarzeć 😀 Sama baszta jest pozostałością murów obronnych, a jej nazwa pochodzi z targu rybnego i cechu rybackiego, który się w niej mieścił. Na najwyższej wieży znajduje się mała kawiarenka z pięknym widokiem na panoramę Budapesztu.
Obok zaś Baszty znajduje się inna, bardzo oryginalna budowla, która jak się okazuje jest kościołem pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Znana jest natomiast pod nazwą kościoła Macieja, a nazwę swą zawdzięcza jak łatwo się domyślić królowi Maciejowi, który brał w niej ślub. W kościele tym odbywały się również koronacje królów.
Myślę, ze już czas dać jakieś foteczki najbardziej charakterystycznej atrakcji Budapesztu, którą znajdziemy na pocztówkach, magnesach czy kubeczkach.
Oczywiście mowa o Parlamencie.
Nic dziwnego, że jest on widokówką miasta. Charakterystyczny, olbrzymi, rzucający się w oczy, przykuwający uwagę. Łączy w sobie mieszankę stylu nowatorskiego z gotykiem. Przyciąga wzrok i jest obowiązkowym punktem do zobaczenia (bo nie można go zwiedzić). Z ciekawostek warto wiedzieć że budowany był 17 lat, jego fasadę zdobi 88 posągów władców Węgier, budynek ma 27 bram!!! (po co im aż tyle??), 29 klatek schodowych, 13 wind. Oczywiście wiadomo jaką pełni funkcję z samej nazwy. Pewnie przyjemnie się pracuje organom władz w takim „urzędzie”, który nie jeden chciałby zwiedzić.
Zdjęcia Parlamentu zrobione od wszystkich 4 stron świata 🙂
Wracając główną ulicą, która jak na main street była dość mało oblegana przez turystów, wzrok przyciągał jeden sklep z pamiątkami. Alkohol wszelakiego rodzaju, ciasteczka, upominki, ostre papryczki, ubrania – dosłownie wszystko czego dusza zapragnie jako pamiątkę z Budapesztu.
Jak na jeden wpis – masa zdjęć, ale nie mogłam się oprzeć, żeby ich nie dodać. Albo żeby je okroić. Ciężki orzech do zgryzienia jak tak dużo zdjęć mi się podoba. Ba, poniżej wstawię jeszcze kilka. Ale nie o tym chciałam napisać.
Wspomniałam już jaki Budapeszt jest cudowny i w ogóle super pod względem turystycznym, i jak najbardziej polecam go do zwiedzenia każdemu. Masa zabytków, knajpek, muzeów, świetnie rozwinięty transport w mieście, w tym metro, które śmiga raz dwa. Zwłaszcza, że taki trip jest dość tani. A same Węgry są blisko.
Jednak chciałabym zwrócić uwagę na jedną dość przerażającą rzecz tego miasta. W życiu, w żadnym mieście w jakim byłam (a w kilku już stolicach byłam) nie widziałam tylu osób bezdomnych. Smutna rzecz. Co chwilę widziałam śpiących pod mostem, pod przejściem ulicznym, na schodach, w parku na ławkach. To było straszne. Bogactwo miasta, które kontrastuje z taką biedą. 😦
No ale żeby nie kończyć smutnym akcentem, wstawiam kolejną serię przeróżnych foteczek.
Na koniec znalazłam zdjęcie studni króla Macieja, która znajduje się zaraz za zamkiem królewskim. Przedstawia ona pewną miłosną historię. Otóż pewnego razu, dziewczynka spotkała w lesie myśliwego i zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Podobno tym myśliwym był sam król Maciej. I to cała historia 😀
Budapeszt-cudowne miasto! Ja mialam to szczescie, ze bylam tam w czerwcu i pogoda byla cudowna, srodek upalnego lata 🙂 Latwo mozna sie w Budapeszcie zakochac. Uwielbiam podziwiac mosty laczace dwie strony miasta, szczegolnie pieknie prezentuja sie noca. Moj ulubiony to Most Wolnosci.
Fajnie czytalo sie ten post i przy okazji wrocilam do pieknych wspomnien. Czekam na druga czesc relacji z podrozy! Pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubienie
Dokładnie, Budapeszt robi niezłe wrażenie. A ja mam powód, żeby wrócić tam ponownie w lato 😀
PolubieniePolubienie
Czytam każdy wpis o Budapeszcie z zaciekawieniem. Ale nie tego, co warto zobaczyć i gdzie koniecznie się udać a w poszukiwaniu treści, o której nikt nie ma odwagi pisać, a która jest tak uderzającą. Bezdomni. Na każdym rogu, w każdym parku, zaułku, stacjach metra, nawet pod kaplicą w skale. Budapeszt zwiedzałam w te wakacje, na rowerze. Byliśmy przerażeni tym obrazem. Nie zmienia to jednak faktu, że Budapeszt warto zwiedzić!
PolubieniePolubienie